Wspomnienia z rejsu na Bałtyku część I

Bałtyk 2013
Jak co roku niezawodny Biały Wieloryb podesłał nam zapiski ze swoich tegorocznych rejsów po Bałtyku.
Kto zna Marka wie, że zawsze można na niego liczyć zarówno w sprawie profesjonalnego prowadzenia jachtu, szkolenia, jak i lekkiego pióra 🙂
Ale, nie ma co przedłużać wstępów – oddajmy głos autorowi.


—————————-
Pociąg do Gdańska przyjeżdża o nieprzyzwoicie wczesnej godzinie. Na szczęście spóźnia
się o pół godziny. Jeszcze śniadanie w Mc Donaldzie i nieśpieszny spacer przez Długi Targ na
Szafarnię. Blitz, zgodnie z zapowiedzią stoi na końcu pomostu tuż przed mostem, zanurzony w
zielonej zupie z rzęsy. Z jakichś powodów Róża zapowiedziała zbiórkę załogi na 1000 więc
odbieram nerwowe telefony tych, którzy na taką godzinę nie zdążą. Uspokajam, że w sobotę i tak
nie odpłyniemy. Po skompletowaniu załogi, zaprowiantowanie jachtu i zapoznanie świeżych
załogantów z jachtem oraz obowiązującymi na morzu porządkami. Może to kapralstwo, niech
będzie „liberatorom”, ale nie chciałbym, żeby się komuś lub jachtowi jakaś krzywda stała.
Prognoza pogody na nadchodzący dzień łagodna – 4 do 5 z NW spadające później do 3B.
Lajcik.
Wychodzimy w niedzielę rano i na zatoce żadnej czwórki nie widać więc pierwsze dwie godziny
motorek w ruch. Później jednak stawiamy żagle i cierpliwie suniemy w stronę Helu. Za Helem
wiatr trochę się ożywia.
morskie kąpiele
Morskie kąpiele
Dopiero rankiem docieramy do przylądka Hoburg. Wiatr słabiutki ze zmiennych kierunków.
Trochę podpieramy się silnikiem. Po południu urządzamy kąpiel w morzu. Rezygnujemy z
wchodzenia do Burgsvik skuszeni tygodniem średniowiecza trwającym właśnie w Visby. Zatem
jeszcze jedna noc na spokojnym morzu. Dopiero rankiem następnego dnia stajemy w tym porcie. W
wewnętrznej marinie miejsca oczywiście nie ma, ale przy zewnętrznym falochronie cumujemy
longside. Opłata za postój jest tutaj skomplikowana i składa się z kilku składników – cumowanie,
prąd, sanitariaty. Razem przekracza to 500 SEK. Tydzień średniowiecza w tym roku trochę
skromny, więc postanawiamy nie nocować w porcie.
tydzień średniowiecza visby
Visby – tydzień średniowiecza
O 19.30 oddajemy cumy.
Trójeczka z południa pozwala „langsam aber sicher” poruszać się
w kierunku szwedzkiego lądu. Wiatr stopniowo odchodzi na NW co zmusza nas do wymalowania
na mapie zamaszystego zygzaka. Rankiem zaczynamy zawiłe podejście do Vastervik.
Przygotowałem sobie ściągawkę z przewodnika Don Jorge, więc z wydrukiem w ręku odnotowuję
kolejne boje prowadzące do miasta. Jest tam kilka marin ale wybieramy małą znajdującą się w
bezpośredniej bliskości miasta.
Spacer po mieście w celu uzupełnienia prowiantu, bo samo miasto, jak większość w Szwecji raczej nudnawe.
scylla chardyba rejs morski
Między Scylla a Charybdą
Odchodzimy przed 19 by jeszcze przy dziennym świetle przecisnąć się pomiędzy szkierami
na otwarte morze. Szczególnie malownicza jest cieśnina pomiędzy wyspami Groenoe a Spaaroe –
Dwa jachty mijają się tu ze szczególną ostrożnością. Słaby wiatr z SE zmusza nas do halsowania w
kierunku Kalmarsundu. Ustalono, że w roku bieżącym miasta na „K” są passe (przynajmniej w
Szwecji) więc w czwartek wieczorem zachodzimy do Borgholmu. (Nie mylić z Bornholmem!) Tu
wreszcie odsypiamy noce na morzu i odrabiamy zaległości prysznicowe. Wybieram się na spacer do
Borgholmskiego zamku, którego ruiny górują nad miastem.
O 17.00 następnego dnia żegnamy pustawą marinę.
zamek Borgholm
Borgholmski zamek
Wiatry nieco żwawsze oscylują pomiędzy zachodem a południem. Szybkość mierna ale
chwilami sięga 4 węzłów. Inna sprawa, że tą szybkość należy pomnożyć przez 1.4 bo taki
współczynnik logu wynika z porównania z GPSem. W niedzielę nad ranem pojawia się mżawka a
nawet deszczowe szkwały. Na szczęście przed wejściem do Nexo o 06.00 pogoda wraca.
W poniedziałek o 10.20 oddajemy cumy.
Z Nexo do Kołobrzegu jest ca 55 mil więc żegluga przy wietrze od 6B do 4B trwa zaledwie
9 godzin. Kołobrzeg jest wprawdzie również na K ale po pierwsze nie leży w Szwecji a na dodatek
chcę zobaczyć jak posuwa się odbudowa falkonowego Victo. Dodatkowym powodem jest fakt, że
„uniwersalny” zasilacz mojego nawigacyjnego lapka wyzionął ducha i muszę poszukać zastępczego
rozwiązania. Mamy oczywiście bogaty zestaw papierowych map i poza moim kieszonkowym
jeszcze zainstalowany na jachcie GPS, ale lubię mieć widok mapy „na żywo”. W Kołobrzegu udaje
mi się znaleźć 300 watową przetwornicę 12 / 230 volt.
Na morzu wieje regularne 7B z zachodu co piętrzy w główkach stromą falę przyboju. Zostajemy jeszcze jedną noc. Prognozy zapowiadają stopniowe słabnięcie wiatru, ale konsultacje z bosmanem przez radio przekonują, że nic takiego nie ma na razie miejsca.
Bałtyk - na pełnym morzu
Z wiatrem
Po południu pierwsze oznaki spowolnienia wiatru się pojawiają i po 17 decyduję się na
wyjście w morze. Przemykamy przy nawietrznym falochronie by jak najdłużej korzystać z jego
osłony i docieramy wreszcie do przyboju. Jacht dziobie kolejne fale a bryzgi przelatują nad
pokładem aż za rufę. Taki widok budzi sensację tłumu zgromadzonego na wschodnim, zawietrznym
falochronie a ja z niepokojem obserwuj jak wolno zbliżamy do główek mimo silnika pracującego na
wysokich obrotach. Wreszcie pokryte kipielą główki pozostają na tyle daleko za rufą, że mogę
powoli odkładać się w kierunku Rozewia. Stawiamy sztormowego foka i ruszamy z wiatrem na
wschód. Wkrótce sfatygowany szot pęka i podczas próby wyłowienia go wkręca się w śrubę.
Nieźle – przy silnym wietrze pozbawieni jesteśmy mechanicznego napędu co pozbawia nas możliwości
schronienia w porcie w razie potrzeby. Najbliższy port do którego można zaryzykować wejście pod
żaglami to Hel
Wiatr nieco słabnie więc można zamienić sztormowy fok na marszowy i postawić grot. W
środku nocy mijamy wreszcie cypel Helu i przymierzamy się do wejścia do portu. Wiatr wieje teraz
z południa i przybiera na sile. Na moje radiowe nagabywanie nikt w porcie nie odpowiada więc
zrzucam grota i wchodzimy do awanportu. Do mariny po ciemku nie ryzykuję wchodzić pod
żaglami. Przy poprzecznym, wewnętrznym falochronie stoi statek i jacht żaglowy a pomiędzy nimi
spora przestrzeń. Decyduję się zacumować tutaj przy dopychającym wietrze. Z bliska okazuje się
jednak że to pułapka bo wchodząca z zatoki fala tworzy tu niezłą kipiel. Jest już jednak za późno na
zmianę decyzji i dochodzimy do tego miejsca. Wyłożenie wszystkich odbijaczy nie zabezpiecza
jachtu bo fale wściekle uderzają nim o nierówne nadbrzeże. Z dużym trudem udaje się nam
przeholować jacht do wschodniego nadbrzeża gdzie fala jest wprawdzie równie duża ale biegnie
wzdłuż a nie prostopadle do jego krawędzi. Zakładamy podwójne, a czasem i potrójne cumy i
szpringi. Możemy względnie bezpiecznie poczekać do rana. Rankiem stawiamy foka i odchodzimy
od kei a następnie wpływamy za wewnętrzny falochron przy którym wypatrzyłem wolne miejsce.
Robert i Johny nurkują pod rufą i próbują rozmotać zaciśniętą na wale śruby linę, wreszcie
zabierają pod wodę noże i po chwili śruba jest wolna. O 09.40 żegnamy się z miejscem naszej
„bitwy morskiej” i wkrótce docieramy do Gdańska, gdzie na Szafarni udaje się znaleźć wolne
miejsce na postój.
Marek Popiel – Biały Wieloryb